Poniższy tekst został opublikowany w „’Czasie Wina” nr październik-listopad 2018.

List publikowany poniżej został wysłany w sierpniu 1939 roku przez Władysława Żygulskiego, pracownika krakowskiej firmy handlowej Juliusz Grosse do jej właściciela i zarządcy Jana Piotra Grosse1. Żygulski przebywał od kilku dni w Dzikowie, rezydencji Tarnowskich, słynnej ze zgromadzonych w niej dzieł sztuki, biblioteki i archiwum, porównywanych z Ossolineum i zbiorami Czartoryskich. Zajmował się tam uporządkowaniem i inwentaryzacją zamkowej piwnicy.

W liście widoczna jest fascynacja, jaką budziła w młodym handlowcu arystokracja, jej życie codzienne, przechowywane w Dzikowie przedmioty, przy czym opowieści starego lokaja o dziwactwach zmarłego hrabiego czyniły na Żygulskim nie mniejsze wrażenie niż rękopis Pana Tadeusza. Z listu przebija też satysfakcja związana z posiadanym autorytetem eksperta, który górował swoją wiedzą o winie nad gospodarzem Dzikowa, hrabią Arturem Tarnowskim (1903–1984), i wywierał na niego wpływ. Przebywając w bajkowym dla siebie świecie i chłonąc wrażenia, Żygulski nie tracił z oka interesów firmy, którą reprezentował, a jego list do przełożonego miał być świadectwem jego zaangażowania i rezolutności.

Pałac Tarnowskich w Dzikowie, NAC, sygn. 1-U-1024


Wiedza o winie, wyrobiony smak i dobrze zaopatrzona piwnica były dawniej elementami kultury i atrybutami arystokraty lub bogatego szlachcica. W wypadku hrabiego ten obszar wychowania był jednak dotąd zaniedbany, co Artur Tarnowski postanowił – dwa lata po śmierci swojego ojca i objęciu Dzikowa – nadrobić. Jego przewodnikami mieli być profesjonaliści z krakowskiej firmy, liczący przy tym na zdobycie atrakcyjnych zamówień.
Firma Juliusz Grosse powstała w Krakowie w 1859 roku2.
Specjalizowała się w imporcie herbat i wina. Podstawą zaopatrzenia w wino były własne winnice w Tokaju, zakupione w 1884 roku. W latach 30. była to jedna z wiodących firm kupieckich Krakowa, ważny gracz na rynku win mszalnych. Przedsiębiorstwo Grossego stawiano też w tych latach za wzór współpracy z artystami w zakresie promocji. Jan Piotr Grosse, zarządzający firmą od 1933 roku,
był absolwentem studiów prawniczych na Uniwersytecie Jagiellońskim i działaczem harcerskim. Po wojnie i likwidacji jego przedsiębiorstwa w 1950 roku przeniósł się do Monachium, gdzie pracował między innymi w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa oraz – jako lektor – na uniwersytecie.
W liście Żygulskiego szczególne miejsce zajmują dwa rodzaje win: węgierskie i francuskie (burgundzkie), co odpowiada dwóm głównym nurtom kultury wina w Polsce.
Wina węgierskie były najpopularniejszym i najbardziej prestiżowym trunkiem polskich elit od XVI wieku, przedmiotem ostentacyjnej konsumpcji i symbolem wysokiego statusu. Wina francuskie zdobyły uznanie w drugiej połowie XVIII wieku3. Były wówczas wiązane z wpływami kultury francuskiego oświecenia. Podobnie jak wybór między frakiem a kontuszem, peruką a podgoloną głową i wąsami, także preferowanie win węgierskich lub francuskich stało się deklaracją ideową. Do węgrzyna przywiązani byli konserwatywni zwolennicy kultury sarmackiej. Szampan i burgund zostały napojami nowoczesnych, kosmopolitycznych przedstawicieli oświecenia oraz rodzącej się burżuazji.
Wina węgierskie rywalizowały z francuskimi, ale oba rodzaje trunków uzupełniały się też, służąc różnym rodzajom konsumpcji, pojawiając się na stole przy różnych
okazjach i wyrażając różne znaczenia. Stare wina węgierskie świadczyły o historyczności posiadanego statusu, wina francuskie o jego aktualności.
Z listu wynika, że piwnice Dzikowa posiadały stare wina węgierskie. „Dukielskie antałkowe”, które Żygulski postanowił zaproponować na galowy obiad, opisane jest w sposób typowy dla inwentarzy piwnic z XVIII i XIX wieku, to znaczy przez podanie miejscowości, z której wino sprowadzono i rodzaj beczki. Przełęcz Dukielska była przez stulecia jedną z głównych bram dla towarów przywożonych z Węgier. Dukla posiadała składy win i rzutkich kupców. Nie można też wykluczyć, że wino trafiło do Dzikowa z dukielskiego pałacu, który należał w okresie międzywojennym do rodziny Tarnowskich.
Antał lub antałek to beczka o objętości mniejszej o około połowę od standardowej beczki węgierskiej. Antałków często używano do przywożenia z Węgier i przechowywania drogich win najwyższej jakości. Względna „suchość”, o której wspomniał Żygulski, oznaczała zapewne wytrawność, pożądaną dla wina mającego towarzyszyć jedzeniu, choć winami „z suchych jagód” nazywano dawniej w Polsce drogie słodkie wina tokajskie (Aszu), powstające z owoców wysuszonych na krzewach w efekcie zainfekowania szlachetną pleśnią.
Tradycja węgrzyna, którą Żygulski najwyraźniej starał się promować w Dzikowie, była nieznana reprezentującemu w Polsce Litwę posłowi Szaulisowi, co można tłumaczyć co najmniej dwojako. Po pierwsze w czasach przedrozbiorowych wino węgierskie nie było równie popularne na Litwie czy w Prusach Królewskich, zaopatrywanych w zachodnie produkty poprzez Gdańsk, co w sąsiadującej z Węgrami Małopolsce. Pisał o tym Jędrzej Kitowicz, wymieniając w Opisie obyczajów trunki pite przez wielkich panów po obiedzie: „wino węgierskie, w krakowskim, sendomirskim i na Rusi; w Prusiech, w Kujawach i w Litwie
francuzkie rozmaite i zamorskie”4. Po drugie w procesie budowania w XIX i XX wieku litewskiej tożsamości narodowej odrzucano tradycje kojarzące się z polonizacją szlachty litewskiej i integracją stanu szlacheckiego całej Rzeczpospolitej. Za taką tradycję mogło uchodzić upodobanie do wina węgierskiego.
Poseł Szaulis – według wspomnień hrabiego Artura Tarnowskiego – odwiedzając Dzików, interesował się nie tylko budową COP-u, o czym wspomniał Żygulski, ale też przechowywanym w dzikowskiej bibliotece, unikatowym XVII-wiecznym śpiewnikiem litewskim5.
Hrabia Artur Tarnowski, dziedzic skarbnicy narodowych pamiątek, który do ślubu z Różą Zamoyską w 1931 roku przystąpił w kontuszu, zapewne gotów był docenić historyczne znaczenie węgrzyna. Z listu wynika jednak jasno, że pod wpływem Jana Piotra Grosse zapalił się przede wszystkim do czerwonych win burgundzkich (chambertin, pommard) i w tym zakresie najbardziej pragnął osiągnąć znawstwo.
Bardzo ważną postacią dla Dzikowa był wspomniany w tekście bibliofil, dr Michał Marczak (1886–1945), zajmujący się opracowaniem zbiorów biblioteki i archiwum w Dzikowie, z przerwami, od 1913 roku. Podczas pożaru zamku w grudniu 1927 roku Marczak kierował pod nieobecność hrabiego akcją ratowania kolekcji.
Po pożarze mozolnie odtwarzał katalogi archiwum i biblioteki. W 1939 roku przygotowywał z hrabią Tarnowskim plany ewakuacji i ukrycia zbiorów na wypadek wojny.
Wiek XIX był okresem ogromnych przemian społecznych na ziemiach polskich. Obejmowały one urbanizację i osłabienie znaczenia ziemiaństwa, często też zmniejszenie jego zamożności. Piwnice starych win, przechowywanych
czasem przez pokolenia, niejednokrotnie wyprzedawano wówczas kupcom. Tak powstała słynna warszawska kolekcja Fukierów uważana za zbiór najstarszych na świecie win węgierskich. Specjalistami w zakresie pielęgnacji wina stawali się piwniczni pracujący dla firm kupieckich, a nie służący na magnackich dworach. Winiarze tacy jak Grosse i Żygulski podtrzymywali pamięć o roli win węgierskich w polskim obyczaju i o polskich tradycjach winiarskich związanych z węgrzynem, występując w roli mentorów nawet wobec arystokratów.

List Władysława Żygulskiego do Jana Piotra Grosse

Dzików 9.VIII.39.

Wielce Szanowny Panie!

Nazajutrz po wyjeździe Pana zabrałem się na dobre do pracy. Za jedną z najważniejszych dyspozycyj zostawionych mi przez Pana, uważałem sprawę 3-ch zestawień, które też od razu w poniedziałek zrobiłem. Pracuje mi się dość przyjemnie, tylko zbyt częste odwiedziny Hrabiego i co dzień to nowe przestawianie z półki na półkę ułożonych już win, wyprowadzają mnie trochę z równowagi. Do Dzikowa zjechali goście – bawi tu dr. Szaulis minister pełnomocny Litwy, redaktor naczelny „Czasu” i dr. Marczak – bibliofil, który porządkuje bibliotekę dzikowską. Ci pierwsi zasadniczo przyjechali zwiedzać C.O.P. No i naturalnie z braku w pobliżu czegoś reprezentacyjnego wybrali Dzików na noclegi. Ten p. Szaulis to wcale sympatyczny pan, doskonale mówi po polsku, tak że rozmawiają wyłącznie po polsku, a jeśli chodzi o wina, to przepada za reńskimi – Węgrzynów, prawie, że nie zna, toteż zdziwił się, gdy usłyszał ode mnie „że nie masz wina nad węgrzyna”, a w szczególności z węgierskiej winnicy, z krakowskiej piwnicy.

Hrabia Tarnowski wykazuje niezrozumiałą dla mnie ignorancję, w ogóle nie zna się zupełnie na winach, nie ma pojęcia kiedy i jakie do stołu podawać, dlatego też prosiłem o przesłanie w skrzyni wraz z butelkami abecadła win tokajskich w portfeliku oraz tej broszurki(?).

Dziś we środę wyjechali wszyscy do C.O.P. Korzystając więc z tego wybrałem się na zwiedzanie zamku, oprowadzał mnie i objaśniał ten „wierny sługa”… Widziałem rękopis Pana Tadeusza, uprząż  dla konia ks. Poniatowskiego, rozmaite stare książki, całą genealogię rodziny Tarnowskich, przedstawioną w różnych wykresach i statystykach. Chwilę zatrzymałem się przy łóżku Hrabiego, jest to łóżko, na którym już trzeci Hrabia Tarnowski umiera, a różne przedmioty po Ojcu obecnego Hrabiego, leżą tak jak je Zmarły zostawił. Stary lokaj w wielkiej tajemnicy zdradził mi kilka szczegółów z dziwactw Ojca obecnego Hrabiego i tak n.p. kilka lat przed śmiercią miał już trumnę zrobioną, a stała w archiwum i od czasu do czasu kładł się do niej, czy wygodnie mu będzie leżeć, a po zamknięciu wieka kazał śpiewać lokajowi „Miseri cordia” lub Salve Regina – albo swoje plwociny chował przez kilka lat w słoju. Bliżej poznałem się z sekretarzem Hrabiego, bardzo miły jegomość, on właśnie stworzył taki serdeczny nastrój wokół mnie. W poniedziałek rano, gdy zwróciłem się do lokaja, On zaczął mnie tytułować „panie poruczniku”, zdziwiłem [się] bardzo i spytałem dlaczego mi tak mówi, odpowiedział, że Hrabia mu kazał tak się do mnie odnosić. Zapomniałem Panu wspomnieć, że oglądałem tu miniaturki z kości słoniowej, ależ to prześliczne okazy.

A teraz słów kilka o sprawach handlowych. Hrabiego „odpowiednio obrobiłem” już na „Pommarda”, Schl. Johannisbergera i Rudesheimera, byłoby dobrze, gdyby Pan mógł przysłać tych win większe, tylko ładne próbki, osobiście przekosztowane, bo sądzę, że one by Mu „lepiej” smakowały, właśnie teraz, gdy ja tu jestem. Gdy wrócę do Krakowa przywiozę ze sobą próbkę herbaty, którą piją, biorą od Wysockiego, ja już z lokajem obrobiłem i przyrzekł mi się wystarać. Nie omieszkałem też zaglądnąć do naszego odbiorcy – Golasa, jest z wina naszego zadowolony i może mi się uda zrobić zamówienie dla Tomaszka.

Na ogół jestem zadowolony z pobytu w Dzikowie, zobaczyłem dużo nowych rzeczy i poznałem rasową arystokrację polską, taką jaka jest ona między sobą, a szczegół ten nie każdemu da się zobaczyć. We czwartek będzie obiad galowy, na którym będą obecni – Szaulis i jacyś panowie z Warszawy. Hrabia mi mówił, żeby coś wybrać do stołu, postanowiłem dać to „dukielskie antałkowe” bo ono jeszcze jest najbardziej „suche” z tych wszystkich węgrzynów, a o Chambertin Hrabia nie chce nawet słyszeć, by to pili jacyś dranie, jak się wyraził. Tak mu Pan wbił klina w głowę z tymi burgundami, że kiedy przyjdzie do piwnicy, to mówi, „Wie Pan co, daj Pan skosztować tego burgunda, bo ja się muszę nauczyć pić burgundy.”

Kończąc pozwolę sobie przypomnieć o tych próbkach, o ile Pan oczywiście się na nie zgodzi.

Łączę wyrazy wysokiego poważania.

Żygulski

P.S. Dla p. Kierownika i dla Personelu przesyłam ukłony.

P.S. W tej chwili dokładnie nie mogę napisać kiedy wrócę, przypuszczam jednak, że koło niedzieli, lub poniedziałku.

ANKr Juliusz Grosse, spółka z o.o. Sygn. 30 Wynagrodzenia i płace, listy wypłat, sprawy personalne. Bez paginacji.

1) Archiwum Narodowe w Krakowie, zespół 29/589/0, Juliusz Grosse, sp. z o.o. Sygn. 30. Wynagrodzenia i płace, listy wypłat, sprawy personalne.
2) Małgorzata Ziółek, Krakowska rodzina Grosse’ów i jej firma handlowa w latach 1859–1950, „Rocznik Krakowski” Tom LX 1994, s. 139–156.

3) Dorota Dias-Lewandowska, Historia kulturowa wina francuskiego w Polsce od połowy XVII do początku XIX wieku, Warszawa 2014.
4) ks. Jędrzej Kitowicz, Opis obyczajów…, wydanie 2, Petersburg i Mohylew 1855, s. 132.
5) Artur Tarnowski, Prawda o zbiorach dzikowskich, „Kultura” nr 5/139, 1959, s. 120.


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *