Jesień w Tokaju nie jest czasem schyłku ale kulminacji. Wypełnia się wtedy i ukazuje oczom to wszystko o czym rozmawia się przez resztę roku: mgły znad Bodrogu i Cisy podnoszące się koło południa, szlachetna pleśń infekująca stopniowo winogrona, grupki kobiet zbierających pojedyncze, zrodzynkowane owoce, w piwnicach szemrzące lub pyrkoczące beczki z fermentującym moszczem. Jesień jest także porą, w której widać różnice pomiędzy poszczególnymi winnicami i zakątkami regionu. W Disznókő i Hétszőlő botrytyzacja postępuje szybko i obejmuje większość pozostawionych na krzewach kiści. W oddalonym od obu dużych rzek Erdőbénye proces dopiero nieśmiało się zaczyna. Na początku października przez Tokaj przeszedł przymrozek. Zdarzyła się jedna noc z temperaturą spadającą lokalnie do -6C. W wielu winnicach położonych nisko, na dnie dolin wystarczyło to do ścięcia i wysuszenia liści. Jeden z winiarzy powiedział: „Trzeba teraz zrobić zdjęcie lotnicze i na jego podstawie wyznaczyć granice apelacji. Tam gdzie jest brąz nie powinno się uprawiać winogron.”
Goście w winiarni w takim okresie są mało potrzebni ale trudno się dziwić, że właśnie wtedy bardzo licznie przybywają. Winiarze też to rozumieją. Ogólne ożywienie i piękna pogoda przyciągają na „winobranie w Tokaju” wiele osób, dla których organizuje się różne imprezy. Tydzień temu odbyła się największa z nich: Festiwal Winobrania Pogórza Tokajskiego w Tokaju. Przez niektórych winiarzy jest on lekceważony ze względu na stoiska z chińską tandetą i brak właściwego otoczenia dla promocji najlepszych winiarni. Był jednak naprawdę bardzo radosną ludową i ludyczną imprezą o dużej frekwencji, z polskimi akcentami na głównej scenie. Wina lało się mnóstwo, w tym również z tak uznanych winiarni jak Gróf Degenfeld, Dereszla, Dísznőkő, Erzsébet. Bardziej elegancki charakter miała wcześniejsza „Tokajska jesień” z piknikami, degustacjami i spacerami w winnicach. Bardzo kameralny, według słów Andrzeja Łazęckiego wręcz sąsiedzko-rodzinny, okazał się festiwal w Bodrogkeresztúr (12.10), na którym można było m.in. kosztować win z kilku butikowych winiarni: Bott Pince, Tokaj Nobilis, Bodrog Borműhely czy Breitenbach. W tym samym czasie w Tarcal wybierano węgierską królową wina a w niedzielę w Disznókő odbył się comiesięczny Targ Tokajski.
Mimo większej lub mniejszej atrakcyjności tych wydarzeń, najwięcej dzieje się teraz w piwnicach i winnicach i… prawdopodobnie będzie się działo jeszcze przez parę tygodni. Pogoda jest obiecująca i winiarze, z którymi rozmawiałem nastawiali się na kontynuację zbiorów w listopadzie. Warto się do nich wybrać.

Zapracowany jak nigdy, gościnny jak zawsze - Attila Domokos, Dobogó. fot. Paweł Świerczek