Kto poznał nieco bliżej Tokaj ten wie, że miejscowość Mád jest uważana dziś za serce tego winiarskiego regionu. Wokół niej leżą najdroższe, najbardziej pożądane winnice. Tam najżywiej toczy się winiarskie życie animowane przez Istvana Szepsy i Mádi Kör i tam najchętniej inwestują swoje pieniądze ludzie sukcesu.
W przededniu węgierskiego święta narodowego odwiedziliśmy Mád razem z pracownikami Rafy. Gabó Bartha służyła nam swoją nieocenioną pomocą jako pilot i tłumaczka w trzech, nieco mniej znanych winiarniach należących do Mádi Kor.
Winiarnia rodziny Lenkey jest jedną z kilku mieszczących się przy ulicy Táncsics, równoległej do głównej ulicy Mád (Rákóczi ut.), położonej nieco wyżej. Ich wina mogliśmy degustować w Polsce na gali Magazynu Wino, w grudniu 2010, gdzie Mádi Kör było specjalnym gościem. Okazało się, że podobnie jak polscy miłośnicy win, Géza Lenkey dobrze pamięta tamto wydarzenie: „Byli tam winiarze z całego świata a jednak budziliśmy duże zainteresowanie. Wtedy zrozumieliśmy, jak bardzo Polacy są przywiązani do Tokaju.”
Posiadanie winnicy w Tokaju było marzeniem życia jego ojca. Zrealizował je w 1999 kupując kilkusetletnią, rozgałęzioną piwnicę w Mád oraz pierwsze parcele, położone głównie wokół tej miejscowości a także w Bodrogkeresztúr.
Niestety, już w następnym roku ojciec ciężko zachorował i wkrótce zmarł. Jego rodzina, która żyła wtedy w Budapeszcie musiała niespodziewanie podjąć decyzję, co robić dalej ze zmaterializowanym marzeniem ojca. Postanowiono kontynuować jego pracę. Dojrzewające wówczas w beczkach pierwsze i jedyne zrobione przez niego aszu 1999, dziś jest rodzinną relikwią. Géza pokazał nam nazwisko Lenkey wytłoczone na najstarszych butelkach, zaprojektowanych przez jego Tatę. Z żalem zauważył, że dziś butelki trzeba sprowadzać z Austrii a o takiej personalizacji można tylko pomarzyć.
Posiadłości rodziny Lenkey obejmują dziś ok. 10 hektarów winnic i 22 tysiące krzewów. Géza podał ich liczbę, gdy zatrzymaliśmy się przy jedynej beczce Aszú z 2011. Koniec lata i jesień były wówczas suche, więc botrytis cinerea rozwijała się bardzo opornie. Każdy krzew został dokładnie obejrzany w poszukiwaniu cennych rodzynek przynajmniej cztery razy. Ponad osiemdziesiąt osiem tysięcy razy ktoś schylał się, brał w dłonie i oglądał dokładnie kiści, wybierał i zrywał pojedyncze jagody. Ostatecznie, udało się zebrać mniej niż 300 kilo owoców aszú, co wystarczyło na zrobienie jednej beczki wina. Niech nikt nie oczekuje, że będzie to tanie wino – zakończył tę opowieść Géza.
Nie mieliśmy czasu na wspólną degustację, dostaliśmy za to trochę wina na drogę. Wśród nich znalazło się 6-puttonowe Aszú 1999: „Jest to pierwsze aszú z naszej piwnicy. Nasz ojciec strzegł go i dbał o nie tak jak o nas, kiedy byliśmy dziećmi. Chciał dać miłośnikom wina coś wyjątkowo pięknego. Niestety, nie dożył momentu prezentacji swojego skarbu.” Trudno było otworzyć takie wino z marszu, podobnie zresztą jak zabrać się za zielone Fecsegő, gdy za oknem leży śnieg. Opiszę więc te wina nieco później.
Z Táncsics utca przeszliśmy do domu, w którym siedzibę ma winiarnia Budaházy. Właściciel prowadzi biznes w Budapeszcie a winiarstwem zajmuje się na miejscu Ákos Szokolai. Budaházy Pince powstała w 2000 roku. Posiada zaledwie 1,75 ha podzielonych na 5 działek, leżących głównie w cennych sektorach Szent Tamás. Jest to najmniejsza posiadłość jaką odwiedziłem w Tokaju.
Degustacja bardzo dobrych win robionych przez Ákosa zaczęła się dla mnie od małej niespodzianki. László Alkonyi upominał się niedawno w swoim artykule o parcelę Makovicza – to znaczy o jej nazwę i historię. Ten skrawek ziemi na pograniczu Szent Tamás i Nyulászó był przez stulecia uważany za wyjątkowo wartościowy i ujmowany w klasyfikacjach jako winnica pierwszej klasy. Ostatnio jednak Szent Tamás staje się tak mocną marką, że właściciele działek w Makoviczy czy Fürdő wolą podpisywać swoje wina właśnie tą nazwą.
Makovicza była twierdzą przy dawnej granicy węgiersko-polskiej (dziś na Słowacji, w okolicach Zborova). Winnica należała do majątku, który stanowił gospodarcze zaplecze warowni. Porzucając nazwę winnicy, porzuca się też wiedzę o historii a wiec i część dziedzictwa Tokaju i o to przede wszystkim upominał się László Alkonyi.
© László Alkonyi
Okazało się, że właśnie w Makoviczy leży największy, liczący 0,6 hektara fragment posiadłości. Ákos poczęstował nas wytrawnym furmintem z Makoviczy z całkiem sporą zawartością cukru resztkowego. Według niego jest to najlepsze rozwiązanie problemów późnodojrzewającego furmintu. Wina z tego szczepu potrafią być zielone, niedojrzałe, przy zbyt wczesnych zbiorach lub mieć irytująco wysoki poziom alkoholu, gdy owoce zbierze się później. Kwasowość furmintu, mineralność wulkanicznej winnicy, koncentracja owocu, którą uzyskuje się w najlepszych lokalizacjach, zapewniają winu wystarczająco dużo treści i charakteru, by słodkawa krągłość nie stała się dominującym wrażeniem.
Spodobało mi się otwarte i pozytywne podejście Ákosa do tego tematu. „Tego szczepu nie wprowadzano tutaj z myślą o winach wytrawnych” przypomniał.
Spróbowaliśmy też kilku win z późnego zbioru, w tym próbek beczkowych najnowszego rocznika. Ákos nie mógł się nachwalić Makoviczy ale w opisach win zaznaczone jest też pochodzenie niektórych win z Fürdő, innej niewielkiej parceli wchłoniętej ostatnio przez Szent Tamás.
Próbowaliśmy kolejno coraz bardziej skoncentrowanych i coraz ciekawszych win. Oprócz furmintu winiarnia Budaházy ma też niewielką uprawę hárslevelű i kabar (krzyżówka hárslevelű z bouvier). Wszystkie wina miały dobrą strukturę ale też aksamitność i zmysłowość. Działały raczej wdziękiem niż mocą. Znajdowaliśmy w nich sporo aromatów bzu, ananasów, białego kwiecia, dojrzałych słodkich gruszek.
Ákos dobrze zna angielski i przyjemnie się z nim rozmawia o winach, winnicach, historii. Mając nieco więcej czasu można degustację i pogawędki połączyć z lunchem albo większym posiłkiem, przygotowanym przez Gabó. Za domem pod którym mieści się winiarnia, Gabó uprawia mały ogródek. W stopniu na jaki pozwalają warunki stosuje w nim zasady permakultury. Wie, gdzie w okolicy rosną dziko aromatyczne rośliny, z których może skorzystać. Ma też swoje kontakty wśród lokalnych rolników zaopatrujących ją w świeże i zdrowe mięso. Gabó przygotowuje posiłki dla gości zaprzyjaźnionych winiarzy i nie wątpię, że jest to wyjątkowe jedzenie stworzone specjalnie by towarzyszyć wyjątkowym winom. Rezerwuję sobie czas na taką biesiadę z Ákosem i Gabó przy kolejnej wizycie.
Trzymam kciuki za projekt Budaházy. Na aukcji w Sárospatak będzie można kupić beczkę ich wytrawnego wina Kabar.
Trzecia winiarnia którą odwiedziliśmy jest również miejscem o szczególnym nastroju. Tokaj Classic założyło kilkanaście lat temu trzech muzyków klasycznych. Winiarnią zarządza na miejscu wiolonczelista András Bruhács.
Spotkaliśmy się w Mád w 2010 roku. Był pierwszym winiarzem opowiadającym mi o przewagach Király i Becsek (gdzie Tokaj Classic ma najlepsze ze swoich 7 ha winnic) nad stokami góry tokajskiej.
Podpytywałem wtedy Andreasa o stary i nowy styl wina aszú. Miał do tego znanego konfliktu sporo dystansu, nie chciał utożsamić się z żadną z jego stron. Chwilę się wahał zanim zadeklarował, że chyba nieco bliżej jego winom do stylu tradycyjnego.
Tym razem naszym gospodarzem był Imre Galambosi, winiarz w Tokaj Classic, dawniej burmistrz Mád. Poczęstował nas najpierw wytrawnym Furmintem. Choć traktowany tu jako wino podstawowe odbiegał od prostych orzeźwiających win większych producentów. Spore ciało, trochę mineralnej struktury (raczej matowo-kredowej niż szorstko-pumeksowej). Niby nic wielkiego ale czuć, że jesteśmy w Mád.
Najciekawsze w Tokaj Classic były Aszú: 3P 2007 i przede wszystkim 6P 2003. Rzeczywiście, była w nich zaznaczona lekko nuta utlenienia kojarząca się z orzechem włoskim. Stanowiła jednak naprawdę delikatny element złożoności win mających sporo owocowej treści, zasadniczo czystych, harmonijnych i eleganckich. Wahanie Andrása było uzasadnione. Te wina mocno różniły się od rustykalnych win wielu przedstawicieli starego stylu. Zapadły mi w pamięć i chętnie miałbym je w domu. Po pierwsze dlatego, że bardzo dobrze się je pije. Po drugie zaś dlatego, że mają w sobie wciągający klimat miejsca z którego pochodzą, określony przez osobowości ich twórców, nie najmłodszych już dżentelmenów, artystów opracowujących z wyczuciem klasyczne tematy.
Mimo wszystko, na moje pytanie o utlenienie, Imre zareagował głębokim westchnięciem. Wskazał na ścianę zapełnioną dyplomami niczym na dowód niewinności (6P 2000 – 96 pkt. Wine Spectator, 6P 2003 – 94 pkt., itd.) wspomniał o dyskusjach jakie prowadzą z Andrásem na temat stylu win i powiedział, że począwszy od rocznika 2007 ich Aszú są świeższe, bardziej owocowe. Osobiście, uważam tę korektę stylu za niepotrzebną.
Podczas tego spotkania zadzwonił Géza Lenkey, będący już w drodze do Budapesztu. Ostrzegał przed śnieżycą, szalejącą całkiem niedaleko. Szybko się pożegnaliśmy. Gabó pobiegła zabezpieczać swój ogródek a my ruszyliśmy żwawo na północ.