Opilstwo – to brzydkie słowo ciąży nad naszym spojrzeniem na kulturę stołu i wina a nawet całą obyczajowość czasów saskich. Martyna Bielska pisze w swoim artykule „Co pito na dworze Branickich”, że w okresie tym ogarnęło ono już najwyższe warstwy społeczeństwa magnaterię i dwór królewski, co było znakiem głębokiego kryzysu i rozkładu państwa:
„Pił dwór, pito w czasie uczt sejmowych, na trybunałach i w sądach, na jarmarkach, odpustach, na każdym zjeździe obywatelskim, w stolicy, w miastach i wioskach. Pili wszyscy, zawsze i wszędzie. Pił król, senator, żołnierz, kapłan, szlachcic, mieszczanin i kmiotek. Pili na zabój przy każdym większym zebraniu. … Opilstwo, dawniej uchodzące płazem tylko w wyłączonym spod rygorów codziennej moralności, specjalnym czasie zabawy, straciło swój wstydliwy charakter, stało się elementem życia publicznego, a nawet politycznego. Nieumiarkowanie w piciu urosło do rangi jednego z atrybutów budzącej respekt wśród mas szlacheckich wielkopańskości.”
Upadek polityczny połączył się ściśle z upadkiem obyczajów, kultury. Czy nic budującego nie znajdziemy w historii tamtych lat? Czy mamy się od nich tylko odwracać z zawstydzeniem? Chciałbym przytoczyć obrazek literacki, opublikowany w dziewiętnastym wieku, chyba nie całkiem zmyślony, może prawdziwy. Jest tak sugestywny, że pomaga mi wierzyć, iż wiedziano w osiemanstowiecznej Polsce, co robić z królewskim winem.
Jubilatka – Izabella Poniatowska Branicka
Oto mamy prywatną uroczystość, przyjęcie na dwieście osób, które spotykały się 19 listopada 1760 roku w Białymstoku, na dworze hetmana Jana Klemensa Branickiego aby uczcić urodziny jego małżonki Izabelli Poniatowskiej. Obchody zaczęły się rano nabożeństwem, po którym nadszedł czas składania „powinszowań i winnej atencji”. Po południu rozpoczęło się przyjęcie:
„Stół był zastawiony w galerii na 200 osób, w tym stole wzdłuż był kanał napełniony najkosztowniejszym winem tokajskim, co niby wyobrażało morze; po tym winie pływało 24okręcików misternie zrobionych. Na nich były pistacje, wszelkie cukry, konfitury i rozmaite łakocie. Takowe okręty zatrzymywały się przed damami siedzącymi przy stole, które podle upodobania wybierały te przyjemne towary z okrętów. Po wetach przyniesiono ogromny puchar, który niegdyś był własnością sławnego Stefana Czarnieckiego, a goście czerpiąc nim owe tokajskie morze, liczne spełniali wiwaty, przy rzęsistym z armat ognia dawaniu… Po obiedzie udali się goście do ogrodu pysznie oświetlonego, kędy dały się widzieć piramidy z dowcipnemi napisami i insygniami, gorejące w brylantowym ogniu; poczem spalonym został suty fajerwerk. Nastąpiła po nim komedya z baletem i bal z tańcami do późna w noc trwający.”
Pałac Branickich w Białymstoku, fot. John Cooke
- Przytoczony powyżej opis jest fragmentem opowiadania Leona Potockiego pt. „Wieczór myśliwski w Żarnowcu” opublikowanego w trzecim tomie Biblioteki Warszawskiej, w roku 1843, na str. 419-425.
- Polecam gorąco artykuł „Co pito na dworze Branickich” opublikowany przez Martynę Bielską w serwisie Histmag.org.
- Życiorys Jana Klemensa Branickiego (Wikipedia).